„Zakazane szlaki” antologia

Trzynastego maja ukazała się antologia „Zakazane szlaki” za którą stoją Zapomniane Sny. To kolejny projekt Zapomnianych snów (Zapomniane Sny), w którym znalazło się szesnaście krótkich opowiadań na różny sposób mierzących się z tematem/tytułem. Antologię można pobrać ze strony www projektu Zapomniane Sny. Jest to antologia wydana jako charityware, co oznacza, że można ją pobrać za darmo, ale twórcy zachęcają, aby przy okazji wesprzeć organizację z myślą, o której przygotowano zbiór. W przypadku „Zakazanych szlaków” organizacją tą jest Bezpieczny Kazbek (Bezpieczny Kazbek).

Antologia ukazała się wczoraj, ja wrzucam informację o tym dzisiaj, bo w poniedziałek mogłam co najwyżej napisać postu, że jest, że są w niej ci i owi autorzy i ja. I tyle. Dziś mogę także dopisać, które opowiadania polecam najgoręcej, bo zdążyłam „Zakazane szlaki” przeczytać. Dwa opowiadania najmocniej zahaczyły mi się o pamięć. Pierwszym było otwierające zbiór „Ostatni wspólny spacer” Adrianny Filimonowicz (Adrianna Filimonowicz – strona autorska), a drugim „Cegła pod twarzą Williama” Rafała Łobody (Rafał Łoboda). Najbardziej czytelniczo płynęłam przez te dwa teksty. Najbardziej zostały ze mną, gdy czytałam kolejne. Ale cały zbiór wart jest uwagi i takim czytaniem „a jeszcze jeden, bo krótki, a reszta jutro” doszłam do swojego nazwiska (zamykam spis treści) w to samo popołudnie, w które zaczęłam czytać. To chyba dobrze świadczy o antologii?
 
 
A tak od siebie i o sobie. 
 
Opowiadania mają różne początki. Czasami zaczyna się od koncepcji, czasami w głowie pojawi się pierwsza scena i to do niej powstaje cała reszta fabuły, a czasami zaczynam od zdjęcia. Tu ledwie przeczytałam jaki jest temat i cel, a już miałam w głowie dwa zdjęcia; załączone do tego postu. To nie Kazbek. Rogata góra na drugim zdjęciu, to odległa od Kazbeku o jakieś 170km (w linii prostej) Uszba. Zdjęcia zrobiłam sama. Wejście tam, skąd je zrobiłam, prawdopodobnie do końca mojego życia pozostanie największym wyzwaniem górskim, które pokonałam i to głównie dzięki pomocy osób, z którymi tam byłam. Sama… Oj sił brakowało. Teraz wspominam to z pewną nutą sentymentu i w ogóle, ale idąc od pewnego momentu towarzyszyła mi myśl, że muszę dać radę wejść na górę, bo próba zejścia w dół tą samą drogą byłaby o wiele bardziej niebezpieczna (być może zgubiliśmy szlak). Wspomnienia…
 
 

I tak był temat, był cel, były te wspomnienia, dwa kadry z tamtego dnia. Skąd przypełzła chęć pójścia w łączenie motywów ludowych/nadprzyrodzonych z SF? Nie wiem. Czy raczej nie pamiętam, ale nie pierwszy raz mieszałam te dwie rzeczy, ot to lubię. I z tego wszystkiego powstało W dół