2024 miesiąc po miesiącu

Ten wpis w teorii będzie aktualizowany co miesiąc. Pisanie obszernych podsumowań każdego miesiąca mi nie leży. Czasami nie mam zbyt wiele do powiedzenia, czasami z perspektywy czasu rzeczy stają się mniej ważne. To tu to każdy miesiąc w dwóch, trzech punktach i jednym zdjęciu.

STYCZEŃ

Kolejny sylwester spędzony nad Bałtykiem i w tym roku fale dopisały. Tak, pogoda była głównie pochmurna, mglista i zachęcająca do siedzenia pod kocem, ale trafił się ten jeden dzień, kiedy fale pięknie rozbijały się o falochron.

Literacko udało mi się skończyć opowiadanie dla Młodego Technika (ukazało się w numerze sierpniowym). Przy limicie znaków 5 000 znaków ze spacjami nie było to takie łatwe zadanie.

LUTY

Jakieś trzy lata chciałam sfotografować to drzewo, ale o ile oko ludzkie w plenerze wyłapuje, że ono jest bliżej i dobrze odcina je od tła, o tyle na zdjęciach moim sprzętem zawsze zaczynało zlewać się z lasem za nim. Aż do minionej soboty, gdy była mgła. Wysoki stan wody w Ślęzy był bonusem.

Luty minął głównie pod znakiem poprawiania „Zostań ze mną” do tarnogórskiej antologii.

MARZEC

Zdjęciowo w marcu było jakoś takoś… Zdjęcie obok zrobiłam przez oczko siatki w płocie w drodze do Łodzi na spotkanie literackie. 

2024 miał być pod znakiem próby skończenia powieści, a nie rozmieniania się na drobne – opowiadania. Miałam kilka tekstów z 2023 do wyszlifowania, miałam do napisania miniaturowe opowiadanie dla Młodego Technika i to miało być to. Koniec. Żadnych opowiadań, skupiam się na jednym projekcie… A potem pojawił się nabór, do którego pasowały realia świata, które kiedyś sobie zanotowałam. I tak jakoś szkoda było nie spróbować… I tak marzec upłynął pod znakiem pisania o odległym oceanie.

KWIECIEŃ

To był długi miesiąc. Zaczął się urlopem w górach, potem Aurora 4 i wstawanie o 4 nad ranem, aby być może sfotografować wschód słońca nad rozlewiskiem Luciąży. W marcu zrobiłam koło 100 zdjęć, w kwietniu bliżej 400 (przed wywaleniem krzywych, źle naświetlonych itd.). To był dobry miesiąc.

A na warsztacie była redakcja opowiadania, z którego cytat w chwili obecnej znajduje się na stronie głównej. I to miało być tyle. Czy w połowie miesiąca pojawiły się dwa ciekawe nabory? Może. I teraz jestem trochę w kropce, bo z jednej strony kusi, a z drugiej miałam plan, a z trzeciej w sumie oba mają ten sam termin. W dodatku ten termin jest relatywnie niedaleko (jak na moje tempo pisania).

Także tak. 😐

MAJ

Czaiłam się na ostatnie wiosenne wschody słońca, ale mgły lubiły mnie bardziej. Nie śmiem narzekać.

Jak na kolejny podejście do „w tym roku olewam nabory i skupiam się na powieści” to średnio mi idzie. W maju napisałam kolejne opowiadanie. Na swoje usprawiedliwienie mam, że trafiły się dwa ciekawe nabory i o ile napisanie dwóch opowiadań na ten sam, w miarę bliski termin, nie wchodziło w grę, to napisanie jednego… Teraz muszę je zredagować i wysłać przed końcem czerwca, a potem co ma być to będzie.

CZERWIEC

„Odkryłam” (cudzysłów, bo odkrycie to duże słowo jak na wyszukanie informacji w sieci), że najbliższą wypożyczalnię kajaków mam nie przy muzeum narodowym, a o wiele bliżej. Zatem mam teraz nowe zajęcie na popołudnia. Widoki są piękne, ale nie czuję się na kajaku tak pewnie, aby brać na niego aparat fotograficzny. Ale na telefon mam wodoodporny pokrowiec.

Opowiadanie napisane w maju udało się zredagować na czas i wysłałam je w świat. Teraz pozostaje cierpliwie czekać na wyniki naboru. Fajnie byłoby, gdyby się udało, bo nieskromnie uważam, że całkiem nieźle zmierzyłam się z tematem, ale czas pokaże, czy jury podziela moje zdanie.

LIPIEC

Odkryciem miesiąca został Pałac w Bełczu Wielkim. Nie wiem czemu nagle pojawił się na mojej tablicy na facebooku, ale cieszę się, że to zrobił, bo dzięki temu dowiedziałam się o dniach otwartych. Przywrócenie mu dawnego blasku będzie wymagało w cholerę pracy i bardzo trzymam kciuki za obecnych właścicieli. 🙂

SIERPIEŃ

Dni stają się coraz krótsze, to i jakoś milej poluje się na wschody słońca. Przy rędzińskim pojawił się już pomost, w planie z tego co wiem jest restauracja. Trochę szkoda mi widoku, ale jeśli dzięki temu będę mogła posiedzieć z kawką i laptopem i popisać opowiadania z widokiem na most nawet w gorszą pogodę, to może warto.

I trochę się łudzę, że może ktoś tam zaszaleje i będą jakieś kajaki do wypożyczenia.

Czas pokaże 🙂

A literacko sierpień był mieleniem jednego dłuższego tekstu, który wala mi się po warsztacie od jakiś siedmiu lat i być może już niedługo go skończę… Ale nic na pewno. Wolę nie zapeszać.