2025 książkowo

Trochę oszukam, ale jeśli spotify wrapped może być listopada do listopada, to czemu nie post podsumowujący to, co przeczytałam. To trochę sposób na oszukanie mózgu, że to nie przejście przez wielki próg i od Nowego Roku, to nagle trzeba to, to i to, bo postanowienia, ciągłe doskonalenie się, rozwijanie i inne takie siadające na myślach rzeczy, które wyskakują na nas z social mediów.

Drugim oszustwem będzie to, że nie wszystko się tutaj znajdzie. Czasami jedyne co mam do powiedzenia po przeczytaniu książki, to że to zrobiłam. Ot ni mnie ziębiła, ni grzała i nie ma sensu ubierać tego w słowa. Czasami za to mogę nie chcieć niczego napisać, żeby nie wsadzać kija w coś, co wygląda podejrzanie jak mrowisko.

A trzecią rzeczą, o której czuję, że powinnam wspomnieć na początku, to: poniższy post to nie recenzje. To moje luźne przemyślenia.

Czarna chmura (Fred Hoyle)

O Fredzie Hoyle słyszałam już dawno, dawno temu. Nie raz i nie dwa był wspominany w książkach popularno-naukowych, które czytałam. Sięgając po „Czarną chmurę” doskonale wiedząc, że sięgam po książkę z nurtu s-f napisaną przez naukowca i to może mieć swoje zady i walety. I dokładnie tak było.

Widać co Hoyle chciał pokazać, co go ciekawiło. I dlatego jednym momencie zostaje stwierdzone, że w kolejnych miesiącach zginęło tyle-a-tyle milionów ludzi i autor opisuje dalej co porabiała jego grupka naukowców na pierwszym planie. Tak. Hoyle doskonale rozumie skutki tego, co fabularnie sprowadził na Ziemię, ale miliony umierających ludzi, głód, wszelkie trudności są przypisem do historii odkrycia naukowego i naukowego poznania. To nie historia, w której dzielni górnicy ratują Ziemię przed zagładą wysadzając zagrożenie atomówką w próżnię. To opowieść o naukowcach, którym udało się znaleźć w sytuacji, kiedy mają w rękach większość kart i natrętne, nadęte rządy pełne ludzi, którzy nie znają się za bardzo na czymkolwiek, nie mogą im za bardzo przeszkadzać. A zarazem ludzkość jest tak małą frytką, że to nie tak, że można znaleźć tych dzielnych górników i coś zrobić (jakby się dało, to pewnie byłaby to historia bardziej w stylu „Burzy słonecznej”). W pewien odległy sposób „Czarna chmura” kojarzy mi się z „7Ev” – tak, są tam bohaterowie, ale historia jest mniej o nich, a o czymś w czym oni są narzędziem. Tu o odkryciu, „7Ev” o scenariuszu dla ludzkości.

Co mnie absolutnie rozczuliło, to niektóre przypisy. Na przykład ten, w którym krok po kroku Hoyle rozpisał obliczenia, które bohaterowie zrobili w fabule w głowie. Tak, żeby czytelnik wiedział czemu podana odpowiedź jest taka a nie inna.

Dobra, choć wielu osobom może nie podpasować.

Broken stars (antologia)

Po „Broken stars” sięgnęłam z dobrymi wspoomnieniami z „Invisible planets” — poprzedniej antologii chińskiej fantastyki naukowej pod redakcją Kena Liu. „Invisible planets” zawiera jedno z moich ulubionych opowiadań, które chciałabym kiedyś zobaczyć też po polsku. Zawiera też kilka innych, które po latach nadal trzymają się mojej pamięci, a co za tym idzie miałam spore oczekiwania. 

I to może stanowi problem.

„Broken stars” jest dobrą antologią, ale jest też w doborze tekstów inne niż poprzedniczka i chyba tamta była bardziej w klimacie tego, co lubię. Co nie znaczy, że było źle. Ot inaczej. Mam wrażenie, że teraz było bardziej introspektywnie w Chin, bardziej przez ramię niż przed siebie. Nie daleka przyszłość, a ta bliska lub wręcz alternatywna. Co stanowiło ciekawy wgląd w to jakie myśli i spostrzeżenie mielą się obecnie w państwie środka. 

Można przeczytać.

Chiny 5.0. Jak powstaje cyfrowa dyktatura

Nie jestem zupełnym laikiem w temacie. To nie pierwsza książka o Chinach, jaką czytałam, a co jakiś czas zapuszczam sobie na słuchawkach ADV Podcast, więc w jakimś stopniu wiem, co w Chinach piszczy, ale ta książka weszła w pewne tematy głębiej. Rzeczy, które wiedziałam, że się dzieją osadziła konkretniej w czasie i uzupełniła cytatami, uświadamiając mi, że to nie tyle się dzieje, ale wiele już się zadziało.

Przedstawiona droga, którą podążają Chiny, a może raczej powinnam powiedzieć Partia, jest przerażająca. Pod płaszczykiem zapewnienia społecznego spokoju powstaje społeczeństwo sterowane, w którym każdy głos sprzeciwu jest uciszany zanim zdąży dotrzeć do innych. Świat szczęśliwych ludzi, bo nie pozwala się im być nieszczęśliwym, niezadowolonym. I nie powstaje on na papierze dzięki wyimaginowanym technologiom, które nadejdą. Nie. Narzędzia już istnieją. To tylko kwestia ich upowszechnienia i dalszego doskonalenia.
Pozycja zdecydowanie warta polecenia.