Noeton

Noeton – (z gr. νοητών – ‘tworzyć w umyśle’) niebarionowa cząstka subatomowa. Pierwszy raz zaobserwowana w Lubinie. Posiada zerowy ładunek elektryczny i niewielką, ale niezerową masę spoczynkową. Oddziałuje z materią barionową jedynie poprzez grawitację…

Idą we dwoje. Nie patrzą na siebie, skupieni się na obiekcie przed nimi. Procedura mówi, że należy przyjrzeć się mu, znaleźć najbardziej nieracjonalne cechy i od nich rozpocząć proces racjonalizowania, ale lokomotywa to nie smok. Smoki racjonalizuje się łatwo, bo zwykle mają za małą powierzchnię skrzydeł lub coś równie oczywistego. Poza tym można je zabić, choć procedury zakazują nieautoryzowanego powoływania broni przeciwko stworzeńcom, to życie jest życiem i czasami dzieją się rzeczy. Ale jak zabić roześmianą lokomotywę, która zatrzymała się przed rozjazdem? Może trzeba było pójść do cywilnych jednostek, jakie można spotkać choćby na Bałtyku i w których nikt nie pyta milion razy dlaczego, jeśli tylko skutek jest pozytywny, ale na takie myśli jest już za późno.

Ponoć ktoś wisi na linii z jednostkami z LGOM i ustala co oni, bardziej doświadczeni, zrobiliby na ich miejscu, ale to trwa. Mijają cenne minuty, nikt nie wie, w słuchawkach szemrzą kolejne czekajcie, meldujcie, spróbujcie zidentyfikować. Doskonale wiedzą skąd wziął ten stworzeniec, ale to nie pomaga. To nie jest machina bojowa, wielki wróg, nic, co zniszczono by wewnątrz świata przedstawionego, więc wracają do punktu wyjścia – jak pozbyć się roześmianej lokomotywy?

Szyny śnią w słońcu tak jasno, że wyciskają łzy z oczu. Kamienie, którymi wysypane jest torowisko, chrzęszczą pod butami nieprzyjemnie, a lokomotywa wodzi spojrzeniem z radosnym zainteresowaniem odmalowanym na szarej gębie, bo twarzą żadne z nich by tego nie nazwało. To maska, gęba, morda. Nie twarz.

– Myślisz, że ktoś w intencji opracował jakąś SI, albo to ma w środku normalne flaki, zamiast… no tego co jest tam normalnie?

Lokomotywa gwiżdże radośnie. Obchodzą ją powoli. Poza twarzą wygląda raczej normalnie, ale widzą ją tylko z zewnątrz. Co kryje się w środku? Jaka mechanika, jaka imaginacja?

– Cholera wie. Ale jeśli gdzieś siedzi urojenie, to tam… no i ta morda. Zacznijmy od niej. Przeraża mnie.

To jakiś punkt zaczepienia i trzeba się na tej niemożliwości skupić, tak jak uczyli na szkoleniu. Stal to stal, stal jest sztywna. Coś trzeszczy. Może to twarz zastyga. Należało zacząć widząc ją. Błąd – ale na tę refleksję też jest już za późno.

Jest tak ciepło, że świat zamarł, wstrzymał oddech i czeka. Tamara leży na podłodze i czuje jak staje się z nią jednością. Jej łopatki wrastają w stary parkiet, pięty zapuszczają korzenie, tyłek rozlewa się i wciska między rozeschnięte klepki. Przez otwarte okno upalna cisza wciska się do pokoju. Ptaki nie śpiewają, sąsiedzi schowali się w domów, dzieci… Dzieci w Tarnowskich Górach nie ma od ponad roku. Ulica wymarła i tylko cicha melodyjka sączy się w myśli. Ta-da-di-da-ta-da-da-ta-da-di-da-ta-da-da…

Tamara otwiera oczy. Melodia jeszcze przez chwilę dźwięczy w jej uszach, choć nie powinna, bo furgonetka z lodami od lat nie jeździ po mieście.

Może to tylko dzwonek telefonu?

A może coś się zmieniło?

Może zaczęła znowu jeździć?

Sama?

Tamara się wzdraga i z gracją zastałego enta podnosi z podłogi. Podchodzi do okna, wygląda za nie, ale furgonetki nigdzie nie widać. Są tylko domy jednorodzinne, ogródki i niebo, a wszystko to spłowiałe od przepalającego świat słońca. Choć czeka długie minuty, to auto nigdy nie przejeżdża ulicą. Nie widać go też na Gruzełki. Tamara wychyla się bardziej i patrzy w kierunku Radosnej, ale tam również wszystko pozostaje w bezruchu. Ani ludzi, ani aut, ani furgonetki z lodami. Zamyka oczy, a jasność wypala jej pod powiekami barwne kwiaty mroczków. Nasłuchuje, ale już nie słychać znajomego ta-da-di-da-ta-da-da-ta-da-di-da, tylko bzyczenie owadów zakłóca ciszę. Może to naprawdę był czyjś telefon? Może się jej przesłyszało? Może zasnęła zmęczona upałem i to był tylko sen? Choć bardziej telefon… nieważne. Otwiera oczy i patrzy na niebo, które przy horyzoncie ma niemal szarą barwę, a w zenicie jego błękit jest wręcz nienaturalny. Przypomina pocztówkę z lat siedemdziesiątych, którą wyciągnęła dwa dni temu spod komody.

– Pocztówka – Tamara prycha.

Nie zna się na sztuce robienia pocztówek, ale ma wrażenie, że powinny one pokazywać rzeczy wyjątkowe w wyjątkowy sposób. Sprawiać, że adresat będzie chciał rzucić wszystko i przyjechać do nadawcy, a ta nie pokazuje ani rynku, ani sztolni, żadnego muzeum, parku, niczego godnego uwagi. Ktoś po prostu kucnął przy kwietniku i zrobił zdjęcie ulicy. Wysokich, smukłych latarni w jasno szarym kolorze, jakie można było wtedy spotkać w każdym mieście w kraju i nadal stały w wielu miejscach. Po prawej stronie kadr zamykają drzewa przy Staszicu, a w głębi znajduje się mural zajmujący całą ścianę budynku – jakaś reklama. A wszystko pod niebem w przeraźliwie błękitnym kolorze. Takim, na jakie teraz patrzy Tamara. Od światła łzawią jej oczy. Mruga i jak najbardziej współczesne Odrzańska oraz Gruzełki zastępują widok. Nadal jest cicho, a Tamara czuje jak pot spływa jej po czole.

– Lato – szepcze wkładając w to słowo całą nienawiść do tej pory roku. […]

Tarnowskie Góry fantastycznie 3
Wydawca: Almaz
Premiera: 10 marca 2021
ISBN: 9788396237125

Audiobook:
Wydawca: SAGA Egmont
ISBN: 9788396237125

Do zdobycia...

na przykład na stronie wydawcy

Spis treści

Paweł Kwiatek
   Droga do Tarnowic

Anna Krztoń
   Być może

Marcin Rusnak
   Imperium brudu

Agnieszka Włoka
   Wszystkie śmierci Klary

Witold Jabłoński
   Gorączka srebra w Tarnowskich Górach

Anna Askaldowicz
   Tarnina

Kazimierz Kyrcz, Zeter Zelke
   Bożyszcze tłumów

Anna Maria Wybraniec
   Błyszcz ołowiu

Wit Szostak
   Spoczywanie

Marta Magdalena Lasik
   Noeton

Anna Kańtoch
  Dwie osoby wchodzą do windy…

Tarnowskie Góry fantastycznie 3
Wydawca: Almaz
Premiera: 10 marca 2021
ISBN: 9788396237125

Audiobook:
Wydawca: SAGA Egmont
ISBN: 9788396237125

Do zdobycia...

na przykład na stronie wydawcy

Spis treści

Paweł Kwiatek
   Droga do Tarnowic

Anna Krztoń
   Być może

Marcin Rusnak
   Imperium brudu

Agnieszka Włoka
   Wszystkie śmierci Klary

Witold Jabłoński
   Gorączka srebra w Tarnowskich Górach

Anna Askaldowicz
   Tarnina

Kazimierz Kyrcz, Zeter Zelke
   Bożyszcze tłumów

Anna Maria Wybraniec
   Błyszcz ołowiu

Wit Szostak
   Spoczywanie

Marta Magdalena Lasik
   Noeton

Anna Kańtoch
  Dwie osoby wchodzą do windy…

Idą we dwoje. Nie patrzą na siebie, skupieni się na obiekcie przed nimi. Procedura mówi, że należy przyjrzeć się mu, znaleźć najbardziej nieracjonalne cechy i od nich rozpocząć proces racjonalizowania, ale lokomotywa to nie smok. Smoki racjonalizuje się łatwo, bo zwykle mają za małą powierzchnię skrzydeł lub coś równie oczywistego. Poza tym można je zabić, choć procedury zakazują nieautoryzowanego powoływania broni przeciwko stworzeńcom, to życie jest życiem i czasami dzieją się rzeczy. Ale jak zabić roześmianą lokomotywę, która zatrzymała się przed rozjazdem? Może trzeba było pójść do cywilnych jednostek, jakie można spotkać choćby na Bałtyku i w których nikt nie pyta milion razy dlaczego, jeśli tylko skutek jest pozytywny, ale na takie myśli jest już za późno.

Ponoć ktoś wisi na linii z jednostkami z LGOM i ustala co oni, bardziej doświadczeni, zrobiliby na ich miejscu, ale to trwa. Mijają cenne minuty, nikt nie wie, w słuchawkach szemrzą kolejne czekajcie, meldujcie, spróbujcie zidentyfikować. Doskonale wiedzą skąd wziął ten stworzeniec, ale to nie pomaga. To nie jest machina bojowa, wielki wróg, nic, co zniszczono by wewnątrz świata przedstawionego, więc wracają do punktu wyjścia – jak pozbyć się roześmianej lokomotywy?

Szyny śnią w słońcu tak jasno, że wyciskają łzy z oczu. Kamienie, którymi wysypane jest torowisko, chrzęszczą pod butami nieprzyjemnie, a lokomotywa wodzi spojrzeniem z radosnym zainteresowaniem odmalowanym na szarej gębie, bo twarzą żadne z nich by tego nie nazwało. To maska, gęba, morda. Nie twarz.

– Myślisz, że ktoś w intencji opracował jakąś SI, albo to ma w środku normalne flaki, zamiast… no tego co jest tam normalnie?

Lokomotywa gwiżdże radośnie. Obchodzą ją powoli. Poza twarzą wygląda raczej normalnie, ale widzą ją tylko z zewnątrz. Co kryje się w środku? Jaka mechanika, jaka imaginacja?

– Cholera wie. Ale jeśli gdzieś siedzi urojenie, to tam… no i ta morda. Zacznijmy od niej. Przeraża mnie.

To jakiś punkt zaczepienia i trzeba się na tej niemożliwości skupić, tak jak uczyli na szkoleniu. Stal to stal, stal jest sztywna. Coś trzeszczy. Może to twarz zastyga. Należało zacząć widząc ją. Błąd – ale na tę refleksję też jest już za późno.

Jest tak ciepło, że świat zamarł, wstrzymał oddech i czeka. Tamara leży na podłodze i czuje jak staje się z nią jednością. Jej łopatki wrastają w stary parkiet, pięty zapuszczają korzenie, tyłek rozlewa się i wciska między rozeschnięte klepki. Przez otwarte okno upalna cisza wciska się do pokoju. Ptaki nie śpiewają, sąsiedzi schowali się w domów, dzieci… Dzieci w Tarnowskich Górach nie ma od ponad roku. Ulica wymarła i tylko cicha melodyjka sączy się w myśli. Ta-da-di-da-ta-da-da-ta-da-di-da-ta-da-da…

Tamara otwiera oczy. Melodia jeszcze przez chwilę dźwięczy w jej uszach, choć nie powinna, bo furgonetka z lodami od lat nie jeździ po mieście.

Może to tylko dzwonek telefonu?

A może coś się zmieniło?

Może zaczęła znowu jeździć?

Sama?

Tamara się wzdraga i z gracją zastałego enta podnosi z podłogi. Podchodzi do okna, wygląda za nie, ale furgonetki nigdzie nie widać. Są tylko domy jednorodzinne, ogródki i niebo, a wszystko to spłowiałe od przepalającego świat słońca. Choć czeka długie minuty, to auto nigdy nie przejeżdża ulicą. Nie widać go też na Gruzełki. Tamara wychyla się bardziej i patrzy w kierunku Radosnej, ale tam również wszystko pozostaje w bezruchu. Ani ludzi, ani aut, ani furgonetki z lodami. Zamyka oczy, a jasność wypala jej pod powiekami barwne kwiaty mroczków. Nasłuchuje, ale już nie słychać znajomego ta-da-di-da-ta-da-da-ta-da-di-da, tylko bzyczenie owadów zakłóca ciszę. Może to naprawdę był czyjś telefon? Może się jej przesłyszało? Może zasnęła zmęczona upałem i to był tylko sen? Choć bardziej telefon… nieważne. Otwiera oczy i patrzy na niebo, które przy horyzoncie ma niemal szarą barwę, a w zenicie jego błękit jest wręcz nienaturalny. Przypomina pocztówkę z lat siedemdziesiątych, którą wyciągnęła dwa dni temu spod komody.

– Pocztówka – Tamara prycha.

Nie zna się na sztuce robienia pocztówek, ale ma wrażenie, że powinny one pokazywać rzeczy wyjątkowe w wyjątkowy sposób. Sprawiać, że adresat będzie chciał rzucić wszystko i przyjechać do nadawcy, a ta nie pokazuje ani rynku, ani sztolni, żadnego muzeum, parku, niczego godnego uwagi. Ktoś po prostu kucnął przy kwietniku i zrobił zdjęcie ulicy. Wysokich, smukłych latarni w jasno szarym kolorze, jakie można było wtedy spotkać w każdym mieście w kraju i nadal stały w wielu miejscach. Po prawej stronie kadr zamykają drzewa przy Staszicu, a w głębi znajduje się mural zajmujący całą ścianę budynku – jakaś reklama. A wszystko pod niebem w przeraźliwie błękitnym kolorze. Takim, na jakie teraz patrzy Tamara. Od światła łzawią jej oczy. Mruga i jak najbardziej współczesne Odrzańska oraz Gruzełki zastępują widok. Nadal jest cicho, a Tamara czuje jak pot spływa jej po czole.

– Lato – szepcze wkładając w to słowo całą nienawiść do tej pory roku. […]