Nieprzezroczyści
Jak wyglądałby świat, gdyby odkryto, że faktycznie istnieje kara po śmierci. Że w ostatnim mgnieniu świadomości czuje się potworny ból?
Nie uwierzycie, jakiego miałam klienta! – Kamila zaczęła opowiadać, jeszcze zanim usiadła przy ich stoliku. – Dziesięć lat w ubezpieczeniach, a jeszcze nie widziałam, żeby ktoś tak dokładnie czytał umowę. Nagłówki, mały druk, aneksy, wszystko – mówiła scenicznym szeptem, bo niczego cichszego nie dałoby się usłyszeć w hałasie panującym w pubie. – A potem zaczął pytać! – Przewróciła oczami. – Normalni ludzie pytają o czas reakcji na zgon, standardy archiwizacji, dostępność… To wszystko można znaleźć w broszurach, ale oni chcą to usłyszeć i ja to rozumiem. Nikt nie chce utknąć na serwerze, który laguje, i nikt nie zatrudnia przechowywanych tam duszoświadomości. Ale tamten facet…
Jeśli długość pauzy była miarą tego, jak duże wrażenie zrobił na niej ten człowiek, to Żanna musiała przyznać, że był wyjątkowy.
Kamila nachyliła się nad stolikiem.
– On pytał: a co jeśli, a w sytuacji, gdy, a gdyby zdarzyło się, że… Normalnych ludzi to nie interesuje.
Żanna nie miała powodów, aby nie wierzyć Kamili. Sporo wiedziała o samym życiu cyfrowych organizmów ludzkich, bo z nimi miała kontakt, ale przejściu z jednego stanu w drugi wiedziała tylko tyle, co ze szkoły i od wieszczów pojawiających się z znikających z ulic miasta. Zerknęła na Artura, ale on uważnie przysłuchiwał się Kamili i nawet tego nie zauważył.
– Normalni ludzie zakładają, że umrą spokojnie, jak w reklamach, a nie w wielkim pożarze lub katastrofie budowlanej. Psychopaci za to… – Kamila wypiła kilka łyków piwa i odetchnęła. – Niby to tylko ciekawość, ale potem taki sobie rachuje, że jak dostanie ze sto lat życia jako col, to w międzyczasie wymyślimy coś nowego, co uratuje go przed cierpieniem przy wypalaniu się miazmy. Albo w ogóle tego nie analizuje, tylko pęka takiemu żyłka i… – Klasnęła.
Artur podskoczył na krześle. Piwo w jego szklance się zakołysało.
– Zgłosiłaś to komuś? – zapytał cicho.
Kamila głośno wciągnęła powietrze i zamarła. Gwar przelewał się ponad nimi, dziewczyna na scenie zaczęła stroić instrument, jego wysoki wizg wcinał się pomiędzy rozmowy, podzwaniały szklanki, a oni milczeli.
– Jeśli on kogoś zabije, to pośrednio będzie twoja wina, bo wiedziałaś…
Żanna kopnęła go w piszczel i zamilkł, ale było już za późno.
– O nie! – Kamila poderwała się z miejsca, kilka zaciekawionych spojrzeń skierowało się w ich stronę. Żanna złapała koleżankę za nadgarstek i pociągnęła z powrotem na krzesło; minęła sekunda. Ta odetchnęła, ale jej spokój był chwilowy. – O nie – powtórzyła ciszej. – Nie zamierzam nadstawiać duszy. – Patrzyła na Artura spode łba. W zielononiebieskim świetle jej oczy błyszczały niezdrowo, cera wydawała się bledsza, a włosy ciemniejsze. Żanna odsunęła się od stołu na tyle, na ile pozwalało jej oparcie krzesła. – Koleś był dziwny, ale może miał zły dzień. Nie będę go oskarżała. Jeśli się mylę, a służby zareagują na wyrost i przez mój donos zniszczą mu życie? Dopiero wtedy będę winna. Nie. Mowy nie ma. Wypełniłam kwestionariusz. Po to firma za ciężkie pieniądze zatrudnia wyciemnionych, żeby oni podjęli decyzję. Ja nie chcę jej znać – ostatnie słowa wycedziła. Siedziała spięta, jej spojrzenie było oskarżycielskie i nie pozostawiało wątpliwości, że chciała skończyć temat. Żanna też, bo byli zbyt blisko rozważań o tym, co już powoduje odkładanie się miazmy, a co jeszcze nie, jak szeroka jest strefa półcienia, jak wyrzuty sumienia lub ich brak przesuwają tę granicę – z takich dyskusji nigdy nie wynikało nic dobrego.
– Znacie jakąś col, która w najbliższych latach chciałaby zarządzać mieszkaniem? – sama zmieniła temat. – Col mojej mamy ma już ponad sto lat, a ona wolałaby najpierw zaprzyjaźnić się z kimś prywatnie, a dopiero potem z nim zamieszkać.
Kamila ożywiła się. Przestała tak kurczowo zaciskać dłonie na szklance i łypać na Artura.
– Babcia kuzynki zmarła biologicznie dwa lata temu. Zcyfryzowali ją w Drugiej Drodze, jako col pociągnie na luzie z wiek, a to taka towarzyska dusza, że nie wysiedzi w zwykłym nadzorze. Mogę dać ci namiar – nakręcała się Kamila.
Kryzys został zażegnany.
– Chrońcie myśli moje przed wiedzą, bo intencje moje są dobre, a sumienie czyste, nie wiedziałam, nie wiem i wiedzieć nie chcę – wymamrotała słowa zarzeczenia i jeszcze raz spojrzała w lustro. – Wychodzę! – krzyknęła w przestrzeń.
– Dobrego dnia – odpowiedział jest bezcielesny głos Col’Stenszel.
Zbiegła schodami. Nie odwracając się, przywitała i pożegnała Col’Arnacz, który oczami kamer pilnował porządku w ich klatce schodowej. Ledwie usłyszała jego odpowiedź, bo już była za drzwiami. Szarość poranka zaatakowała ją z pełną mocą. Wcisnęła się wilgotnym chłodem pod płaszcz, oślepiła pomarańczowym światłem wylewającym się ze sklepowych witryn, wgryzła w myśli poszarpanymi rozmowami innych ludzi. O dzieciach, o rodzinie, o tym, że jesień w tym roku przyszła za szybko i to zły omen. Przy skwerze Bol’Hawryło jak co dzień mówił do każdego, kto gotów był słuchać, że należy pokochać własny strach, żyć i umrzeć, patrząc mu w oczy, a z drugiej strony placu, z głośników płynęły wiadomości: kolejny transport na Kors nadal nieodwołany, czy wojna zbliża się do końca i co to znaczy?, col prognozują ulewy. Żannie przeszło przez myśl, że ona wcale nie musi być już w drugim życiu, aby dokonywać takich prognoz, wystarczyło jej spojrzeć w górę. Chmury we wszystkich odcieniach szarości kotłowały się pomiędzy ciemnymi ścianami budynków. Im wyżej, tym bardziej pożerały pomarańczowe okręgi okien i nieważne, jak bardzo Żanna wytężała wzrok, nie była w stanie dostrzec niebieskich świateł na dachach.
Uderzenie odwróciło jej uwagę od nieba. Zachwiała się, ktoś ją złapał mocno za ramię. Nie zdążyła się nawet szarpnąć, gdy rozbawiony głos rozległ się tuż przy jej uchu.
– Masz. – Młoda dziewczyna wcisnęła jej w dłoń ulotkę. – Przepraszam, gapa ze mnie – dodała głośniej i odbiegła.
„Nie tylko praca fizyczna dla biologicznych!” – widniało na samej górze; gorzej z tą ulotką trafić nie mogli. Obejrzała się przez ramię, ale oczywiście nie dostrzegła już młodej buntowniczki, a jedynie ludzi tak jak ona zmierzających na stację. […]
Fenix Antologia 5 (1/2019) (Fenixa)
Wydawca: Gniazdo światów
Premiera: 09 marca 2019
ISSN: 25451472
Spis treści (opowiadania)
AAA
bbbb
Fenix Antologia 5 (1/2019) (Fenixa)
Wydawca: Gniazdo światów
Premiera: 09 marca 2019
ISSN: 25451472
Pełny spis treści (opowiadania)
Nie uwierzycie, jakiego miałam klienta! – Kamila zaczęła opowiadać, jeszcze zanim usiadła przy ich stoliku. – Dziesięć lat w ubezpieczeniach, a jeszcze nie widziałam, żeby ktoś tak dokładnie czytał umowę. Nagłówki, mały druk, aneksy, wszystko – mówiła scenicznym szeptem, bo niczego cichszego nie dałoby się usłyszeć w hałasie panującym w pubie. – A potem zaczął pytać! – Przewróciła oczami. – Normalni ludzie pytają o czas reakcji na zgon, standardy archiwizacji, dostępność… To wszystko można znaleźć w broszurach, ale oni chcą to usłyszeć i ja to rozumiem. Nikt nie chce utknąć na serwerze, który laguje, i nikt nie zatrudnia przechowywanych tam duszoświadomości. Ale tamten facet…
Jeśli długość pauzy była miarą tego, jak duże wrażenie zrobił na niej ten człowiek, to Żanna musiała przyznać, że był wyjątkowy.
Kamila nachyliła się nad stolikiem.
– On pytał: a co jeśli, a w sytuacji, gdy, a gdyby zdarzyło się, że… Normalnych ludzi to nie interesuje.
Żanna nie miała powodów, aby nie wierzyć Kamili. Sporo wiedziała o samym życiu cyfrowych organizmów ludzkich, bo z nimi miała kontakt, ale przejściu z jednego stanu w drugi wiedziała tylko tyle, co ze szkoły i od wieszczów pojawiających się z znikających z ulic miasta. Zerknęła na Artura, ale on uważnie przysłuchiwał się Kamili i nawet tego nie zauważył.
– Normalni ludzie zakładają, że umrą spokojnie, jak w reklamach, a nie w wielkim pożarze lub katastrofie budowlanej. Psychopaci za to… – Kamila wypiła kilka łyków piwa i odetchnęła. – Niby to tylko ciekawość, ale potem taki sobie rachuje, że jak dostanie ze sto lat życia jako col, to w międzyczasie wymyślimy coś nowego, co uratuje go przed cierpieniem przy wypalaniu się miazmy. Albo w ogóle tego nie analizuje, tylko pęka takiemu żyłka i… – Klasnęła.
Artur podskoczył na krześle. Piwo w jego szklance się zakołysało.
– Zgłosiłaś to komuś? – zapytał cicho.
Kamila głośno wciągnęła powietrze i zamarła. Gwar przelewał się ponad nimi, dziewczyna na scenie zaczęła stroić instrument, jego wysoki wizg wcinał się pomiędzy rozmowy, podzwaniały szklanki, a oni milczeli.
– Jeśli on kogoś zabije, to pośrednio będzie twoja wina, bo wiedziałaś…
Żanna kopnęła go w piszczel i zamilkł, ale było już za późno.
– O nie! – Kamila poderwała się z miejsca, kilka zaciekawionych spojrzeń skierowało się w ich stronę. Żanna złapała koleżankę za nadgarstek i pociągnęła z powrotem na krzesło; minęła sekunda. Ta odetchnęła, ale jej spokój był chwilowy. – O nie – powtórzyła ciszej. – Nie zamierzam nadstawiać duszy. – Patrzyła na Artura spode łba. W zielononiebieskim świetle jej oczy błyszczały niezdrowo, cera wydawała się bledsza, a włosy ciemniejsze. Żanna odsunęła się od stołu na tyle, na ile pozwalało jej oparcie krzesła. – Koleś był dziwny, ale może miał zły dzień. Nie będę go oskarżała. Jeśli się mylę, a służby zareagują na wyrost i przez mój donos zniszczą mu życie? Dopiero wtedy będę winna. Nie. Mowy nie ma. Wypełniłam kwestionariusz. Po to firma za ciężkie pieniądze zatrudnia wyciemnionych, żeby oni podjęli decyzję. Ja nie chcę jej znać – ostatnie słowa wycedziła. Siedziała spięta, jej spojrzenie było oskarżycielskie i nie pozostawiało wątpliwości, że chciała skończyć temat. Żanna też, bo byli zbyt blisko rozważań o tym, co już powoduje odkładanie się miazmy, a co jeszcze nie, jak szeroka jest strefa półcienia, jak wyrzuty sumienia lub ich brak przesuwają tę granicę – z takich dyskusji nigdy nie wynikało nic dobrego.
– Znacie jakąś col, która w najbliższych latach chciałaby zarządzać mieszkaniem? – sama zmieniła temat. – Col mojej mamy ma już ponad sto lat, a ona wolałaby najpierw zaprzyjaźnić się z kimś prywatnie, a dopiero potem z nim zamieszkać.
Kamila ożywiła się. Przestała tak kurczowo zaciskać dłonie na szklance i łypać na Artura.
– Babcia kuzynki zmarła biologicznie dwa lata temu. Zcyfryzowali ją w Drugiej Drodze, jako col pociągnie na luzie z wiek, a to taka towarzyska dusza, że nie wysiedzi w zwykłym nadzorze. Mogę dać ci namiar – nakręcała się Kamila.
Kryzys został zażegnany.
– Chrońcie myśli moje przed wiedzą, bo intencje moje są dobre, a sumienie czyste, nie wiedziałam, nie wiem i wiedzieć nie chcę – wymamrotała słowa zarzeczenia i jeszcze raz spojrzała w lustro. – Wychodzę! – krzyknęła w przestrzeń.
– Dobrego dnia – odpowiedział jest bezcielesny głos Col’Stenszel.
Zbiegła schodami. Nie odwracając się, przywitała i pożegnała Col’Arnacz, który oczami kamer pilnował porządku w ich klatce schodowej. Ledwie usłyszała jego odpowiedź, bo już była za drzwiami. Szarość poranka zaatakowała ją z pełną mocą. Wcisnęła się wilgotnym chłodem pod płaszcz, oślepiła pomarańczowym światłem wylewającym się ze sklepowych witryn, wgryzła w myśli poszarpanymi rozmowami innych ludzi. O dzieciach, o rodzinie, o tym, że jesień w tym roku przyszła za szybko i to zły omen. Przy skwerze Bol’Hawryło jak co dzień mówił do każdego, kto gotów był słuchać, że należy pokochać własny strach, żyć i umrzeć, patrząc mu w oczy, a z drugiej strony placu, z głośników płynęły wiadomości: kolejny transport na Kors nadal nieodwołany, czy wojna zbliża się do końca i co to znaczy?, col prognozują ulewy. Żannie przeszło przez myśl, że ona wcale nie musi być już w drugim życiu, aby dokonywać takich prognoz, wystarczyło jej spojrzeć w górę. Chmury we wszystkich odcieniach szarości kotłowały się pomiędzy ciemnymi ścianami budynków. Im wyżej, tym bardziej pożerały pomarańczowe okręgi okien i nieważne, jak bardzo Żanna wytężała wzrok, nie była w stanie dostrzec niebieskich świateł na dachach.
Uderzenie odwróciło jej uwagę od nieba. Zachwiała się, ktoś ją złapał mocno za ramię. Nie zdążyła się nawet szarpnąć, gdy rozbawiony głos rozległ się tuż przy jej uchu.
– Masz. – Młoda dziewczyna wcisnęła jej w dłoń ulotkę. – Przepraszam, gapa ze mnie – dodała głośniej i odbiegła.
„Nie tylko praca fizyczna dla biologicznych!” – widniało na samej górze; gorzej z tą ulotką trafić nie mogli. Obejrzała się przez ramię, ale oczywiście nie dostrzegła już młodej buntowniczki, a jedynie ludzi tak jak ona zmierzających na stację. […]
You must be logged in to post a comment.