Głos słońca
Itoeru jest wioską duchów i starych ludzi. Tych pierwszych od dawna zbyt wiele przemyka pomiędzy opuszczonymi domami, a i tak jest ich za mało – trzydzieści cztery dusze spętał ze sobą taiyō no koe i nie pozwolił im wrócić do domów. To ich brak w rodzinnych mogiłach zatrzymał tak wiele innych w tym świecie. Zaniepokojone wciąż czekają na swych bliskich.
Raz na rok Itoeru ożywa. Dzieci i wnuki przylatują wypocząć z dala od zgiełku aglomeracji, ale ten czas już minął. Dwa dni temu ostatni wybuch śmiechu zabrzmiał w chłodnym powietrzu i odleciał ostatni błyszczący transporter. Tego samego dnia pogoda odmieniła się, jakby górskie bóstwo uznało, że nie ma już powodów, aby zatrzymywać chmury napierające na zbocza. Szarość przykryła wioskę o zmierzchu, wygładziła cienie, przydymiła kolory, a nad ranem spłynęła deszczem.
W Itoeru pada już trzeci dzień i pani Wèi przygląda się temu z żalem. Ma listy do wysłania. To staromodne listy spisane na prawdziwym papierze, który dostała w prezencie od córki. Pani Wèi wie, że Ayumi uważa ich pisanie za drogą fanaberię matki, jest jednak zbyt dobrze wychowana, aby to wytknąć, i przy każdej wizycie przywozi pakunek białych arkuszy z delikatnym wzorem akamatsu nadrukowanym przy prawej krawędzi. Pani Wèi jest dumna z tego, jak wychowała córkę, ale teraz jej dumę przyćmiewa smutek – chciałaby, aby listy były już w drodze, ale pójście do sklepu w taką pogodę byłoby nierozsądne, a pani Wèi nie jest nierozsądna. Listy zatem muszą poczekać.
Minie wiele dni, nim dotrą do jej rodziny w zamorskim Heilongjiang.
Pani Wèi nie urodziła się w Itoeru. Nie pochodzi z Japonii i według dokumentów przechowywanych we Wszechrzeczy już nie nazywa się Wèi, ale to bez znaczenia, bo dla tutejszych ludzi zawsze była Wèi – narzeczoną zza morza. Nawet gdy poślubiła Ootoriego Mikihiko, nadal była Wèi i Wèi pozostała po jego śmierci.
Ootori Mikihiko zmarł siedem lat temu. Starość przegryzła mu płuca i wyprawiła go do świata duchów, ale jego życie było udane, śmierć spokojna, a na pogrzeb przyjechały wszystkie dzieci i jego duch bez żalu odszedł z doliny. Pani Wèi została sama daleko od ziemi przodków, daleko od rodziny. Jej dzieci, tak jak wszystkie dzieci z Itoeru, przyjeżdżają do domu ojca raz do roku, cieszą się wizytą, zielenią wzgórz i szmerem potoku, a potem wracają do siebie, bo to nie jest ich miejsce. Pani Wèi powiedziała im, aby nie czuły wstydu, jeśli po jej śmierci sprzedadzą sprzęty, a budynek, który przez lata był jej nowym domem, zostawią, aby zniszczał. Cała trójka oburzyła się wówczas, ale pani Wèi wie, że w głębi serca każde przyjęło jej słowa z ulgą.
Wie to wiedzą starych ludzi, nie musieli jej o tym mówić, nie musieli nic robić, tylko jej wysłuchać.
W ten sam sposób pani Wèi wie także inne rzeczy.
Wie, że nigdy nie opuści Itoeru, nigdy nie wróci do domu.
Wie, że kolejnej wiosny powódź znowu podmyje mury opuszczonej szkoły.
Wie, że Itoeru w końcu wymrze i góry na powrót zawładną zakolem potoku. Krzewy obrosną ściany, drzewa wyrosną na dachach i pomniejsze demony zamieszkają w jej salonie. Ale to jeszcze nie dziś. Dziś pani Wèi spróbuje wysłać listy, jeśli tylko choć trochę przestanie padać. A gdy zapadnie zmrok, zaparzy sobie ulubionej herbaty męża, usiądzie w maleńkiej altanie na brzegu oczka wodnego i patrząc na , powspomina, jak Ootori Mikihiko przywędrował do jej wioski daleko w zachodnim Heilongjiang. Jak on, potomek ludzi, którzy dopuścili się niewyobrażalnych zbrodni przed i po Odrodzeniu Świata, skradł jej serce.
Pani Wèi nigdy nie wróci do domu, ale może go wspominać.
[…]
Nowa Fantastyka 455 (08/2020)
Wydawca: Prószyński i spółka
Premiera: 31 lipca 2020
ISSN: 0867132X
Nowa Fantastyka 455 (08/2020)
Wydawca: Prószyński i spółka
Premiera: 31 lipca 2020
ISSN: 0867132X
Itoeru jest wioską duchów i starych ludzi. Tych pierwszych od dawna zbyt wiele przemyka pomiędzy opuszczonymi domami, a i tak jest ich za mało – trzydzieści cztery dusze spętał ze sobą taiyō no koe i nie pozwolił im wrócić do domów. To ich brak w rodzinnych mogiłach zatrzymał tak wiele innych w tym świecie. Zaniepokojone wciąż czekają na swych bliskich.
Raz na rok Itoeru ożywa. Dzieci i wnuki przylatują wypocząć z dala od zgiełku aglomeracji, ale ten czas już minął. Dwa dni temu ostatni wybuch śmiechu zabrzmiał w chłodnym powietrzu i odleciał ostatni błyszczący transporter. Tego samego dnia pogoda odmieniła się, jakby górskie bóstwo uznało, że nie ma już powodów, aby zatrzymywać chmury napierające na zbocza. Szarość przykryła wioskę o zmierzchu, wygładziła cienie, przydymiła kolory, a nad ranem spłynęła deszczem.
W Itoeru pada już trzeci dzień i pani Wèi przygląda się temu z żalem. Ma listy do wysłania. To staromodne listy spisane na prawdziwym papierze, który dostała w prezencie od córki. Pani Wèi wie, że Ayumi uważa ich pisanie za drogą fanaberię matki, jest jednak zbyt dobrze wychowana, aby to wytknąć, i przy każdej wizycie przywozi pakunek białych arkuszy z delikatnym wzorem akamatsu nadrukowanym przy prawej krawędzi. Pani Wèi jest dumna z tego, jak wychowała córkę, ale teraz jej dumę przyćmiewa smutek – chciałaby, aby listy były już w drodze, ale pójście do sklepu w taką pogodę byłoby nierozsądne, a pani Wèi nie jest nierozsądna. Listy zatem muszą poczekać.
Minie wiele dni, nim dotrą do jej rodziny w zamorskim Heilongjiang.
Pani Wèi nie urodziła się w Itoeru. Nie pochodzi z Japonii i według dokumentów przechowywanych we Wszechrzeczy już nie nazywa się Wèi, ale to bez znaczenia, bo dla tutejszych ludzi zawsze była Wèi – narzeczoną zza morza. Nawet gdy poślubiła Ootoriego Mikihiko, nadal była Wèi i Wèi pozostała po jego śmierci.
Ootori Mikihiko zmarł siedem lat temu. Starość przegryzła mu płuca i wyprawiła go do świata duchów, ale jego życie było udane, śmierć spokojna, a na pogrzeb przyjechały wszystkie dzieci i jego duch bez żalu odszedł z doliny. Pani Wèi została sama daleko od ziemi przodków, daleko od rodziny. Jej dzieci, tak jak wszystkie dzieci z Itoeru, przyjeżdżają do domu ojca raz do roku, cieszą się wizytą, zielenią wzgórz i szmerem potoku, a potem wracają do siebie, bo to nie jest ich miejsce. Pani Wèi powiedziała im, aby nie czuły wstydu, jeśli po jej śmierci sprzedadzą sprzęty, a budynek, który przez lata był jej nowym domem, zostawią, aby zniszczał. Cała trójka oburzyła się wówczas, ale pani Wèi wie, że w głębi serca każde przyjęło jej słowa z ulgą.
Wie to wiedzą starych ludzi, nie musieli jej o tym mówić, nie musieli nic robić, tylko jej wysłuchać.
W ten sam sposób pani Wèi wie także inne rzeczy.
Wie, że nigdy nie opuści Itoeru, nigdy nie wróci do domu.
Wie, że kolejnej wiosny powódź znowu podmyje mury opuszczonej szkoły.
Wie, że Itoeru w końcu wymrze i góry na powrót zawładną zakolem potoku. Krzewy obrosną ściany, drzewa wyrosną na dachach i pomniejsze demony zamieszkają w jej salonie. Ale to jeszcze nie dziś. Dziś pani Wèi spróbuje wysłać listy, jeśli tylko choć trochę przestanie padać. A gdy zapadnie zmrok, zaparzy sobie ulubionej herbaty męża, usiądzie w maleńkiej altanie na brzegu oczka wodnego i patrząc na , powspomina, jak Ootori Mikihiko przywędrował do jej wioski daleko w zachodnim Heilongjiang. Jak on, potomek ludzi, którzy dopuścili się niewyobrażalnych zbrodni przed i po Odrodzeniu Świata, skradł jej serce.
Pani Wèi nigdy nie wróci do domu, ale może go wspominać.
[…]