Demony swoich czasów

Historia kołem się toczy a każda dostatecznie zaawansowana technologia jest magią.

Idziesz, stawiając długie kroki. Każdy z nich unosi obłok pyłu, szare drobiny opadają powoli na ziemię; nie ma wiatru. Świat wokół zastygł w stopklatce. Równina ciągnie się po horyzont, za naszymi plecami wznosi się nieruchomy cień góry, wokół nas sterczą kikuty. To pnie drzew, które poznały świat dwieście, trzysta lat temu i dane było im umrzeć naprawdę – uschnąć. Budzą niepokój, ale idąc pomiędzy nimi nie musimy się obawiać, że któryś konar nagle wystrzeli ku nam i pozbawi nas życia. W młodych, ledwie stuletnich lasach musielibyśmy mieć się na baczności, ale tu nic się nie rusza. Nawet ciężkie chmury nad nami zdają się być przytwierdzone do nieba.

– Dlaczego za mną idziesz? – Twoje pytanie przesyca wściekłość.

– Bo jestem ciekawa, czym jesteś?

– Człowiekiem!!!

Kłamiesz. Może nawet o tym nie wiesz, ale kłamiesz. Znam się na zagadkach. Wyczuwam poprawne odpowiedzi nawet jeśli ich nie znam. Gdy odpowiadasz na moje pytanie – zagadkę – to wiem wiedzą, jaką mogą mieć tylko kilkusetletnie rusałki, że to nie jest właściwa odpowiedź. Nie jesteś człowiekiem. Nie teraz. Kiedyś? Kiedyś i ja byłam człowiekiem. Kiedyś, czyli bardzo dawno temu, gdy świat był większy. Gdy do najbliższego miasta jechało się wozem cały dzień, gdy wszystko bardziej odległe od miasta nie miało znaczenia. Gdzieś tam mieszkali królowie i cesarze, olbrzymie targi rozstawiały się na wielkich placach, których nie umiałam sobie wyobrazić, tak samo jak nie umiałam ogarnąć myślami, czym jest morze. Urodziłam się w świecie, w którym wszyscy tkwiliśmy w śmiertelnych ciałach. Nie było Okeanu zamieszkanego przez ludzkie świadomości, nie było t-heksów rozsypanych po Ziemi i nie było burz o seledynowych piorunach.

– Nie, nie jesteś – odpowiadam.

Przesz do przodu po od wieków nieużywanej drodze i sprawiasz wrażenie, że wiesz, dokąd idziesz, ale wydaje mi się, że tak naprawdę nie masz pojęcia. Na końcu tej drogi jest miasto. Nie byłam w nim, ale słyszałam o nim od jednego chmurnika, który zawędrował nad mój strumień; nędzną strugę, która po nim została. Mówił, że w tym mieście są ludzie, a on opiekuje się nimi. Od pół wieku odsuwa od niego najsilniejsze burze i zsyła na nie zwykły deszcz. Taki, po którym zostają normalne kałuże. Ale czy ty o tym wiesz?

Odwracasz się gwałtownie.

– Przestań!!! – Twój krzyk wstrząsa powietrzem.

Patrzysz na mnie. Twoja twarz jest piękna, gdy ja się rodziłam, tak pięknych ludzi nie było i dopiero śmierć mnie samą wypiękniła, ale powiedzenie ci tego nie ugasi twojej wściekłości.

– Czemu mi to robisz? Czemu znęcasz się nade mną?! Co to za eksperyment?!

Już cztery razy powtórzyłam, że nie jestem Okeanką, że moje zielone włosy, to nie konfiguracja t-heksów, a moja wiedza, to nie mądrość miliardów baz danych, ale ty mi nie wierzysz. Łatwiej ci zaakceptować, że jestem okrutnym postczłowiekiem, który bawi się tobą – człowiekiem w śmiertelnym ciele, człowiekiem prawdziwym, człowiekiem, jakim go ewolucja stworzyła, a nie jakim on sam siebie stworzył – niż że jestem rusałką, istotą z wierzeń, których wyparliście się na długo, zanim katastrofa klimatyczna zniszczyła świat; zanim stworzyliście Okean – wasz wirtualny azyl; zanim zaczęliście do niego uciekać na dni, godziny, lata; zanim zaczęliście porzucać materialne ciała i spędzać w Okeanie całe dorosłe życie; zanim Fala przetoczyła się po globie i pojawiły się seledynowe pioruny.

– Żaden – powtarzam po raz piąty. – Nie jestem tym, za kogo mnie bierzesz.

Prychasz, odwracasz się i z jeszcze większą determinacją przesz do przodu, a ja nadal nie wiem czym jesteś.

Muszę poznać odpowiedź – zabawne, bo zwykle to ja zadawałam zagadki i więziłam tych, co nie umieli odpowiedzieć.

Idę za tobą. Nasze kroki pozostawiają ślady w pyle. Póki nie zerwie się wiatr, póty będą w nim widoczne, dla każdego, kto przyjdzie po nas. Czyli pewnie nikt ich nie zobaczy, bo zwykli ludzie rzadko opuszczają swoje zamknięte w akwariach domy, konstelacje, a Okeńczycy pojawiają się tam, gdzie chcą. Czasami widuję ich na pustkowiach. W jednej chwili nie ma tam niczego, w kolejnej z wiru t-heksów powstają oni, tak ludzcy w swym wyglądzie, że nieodróżnialni od prawdziwych ludzi.

Kolejny raz odzywasz się o zmierzchu.

Zatrzymujesz się nagle, spoglądasz na wschód i klniesz na błędne indeksy, zawirowania i Falę.

– Idzie burza – mówisz, patrząc na mnie kątem oka.

Jeśli myślisz, że teraz zniknę wystraszona, rozpadnę się w t-heksowy pył i tym samym przyznam kim jestem, to czeka cię rozczarowanie. Nie mogę zniknąć.

Patrzę na horyzont i nie widzę złowieszczych błysków, ale to nic nie znaczy. Obrzeża nowych burz są spokojne i może musiałabym patrzeć dłużej, aby zobaczyć rozbłysk.

– Na końcu tej drogi jest miasto – mówię. – Tam możemy się schronić.

Przed piorunami i deszczem, który spada, gdy niebo lśni seledynowym blaskiem…

…ponad budynkami. Niskie domy zostawiliśmy już za sobą. Teraz z obu stron drogi spoglądają na nas wysokościowce o setkach ciemnych okien; krawędzie szyb odbijają seledynowe błyski. Kikuty drzew malują na nich cienie, posępne twarze, wielkie jak całe ściany, i o wiele mniejsze, skryte przy krawędziach framug. Burza zbliża się, już czuć jej zapach. Nie pachnie jak normalna burza – ozonem – ale nie umiem przypisać nazwy temu, co czuję. Jest po prostu inne. Pamiętam pierwszą taką burzę nad moją strugą. Już wtedy zamknęliście swoje domy w pudełkach o przezroczystych ścianach, ale jeszcze częściej wychodziliście poza nie. Zdarzało mi się z wami rozmawiać. Pamiętam Roberta. Mówił, że jest botanikiem i bada okolicę. Gdy powiedziałam mu, że mieszkam w lesie, w tym jego ocalałym skrawku, oburzył się, że ludzie nie powinni mieszkać poza konstelacjami, że tak jest lepiej dla przyrody i bezpieczniej dla nich. Wściekł się i przestał słuchać moich zagadek. Brak odpowiedzi na pierwszą mu darowałam, na drugą też. Przy trzeciej odruch wziął górę, złość mnie zaćmiła, poderwałam się z ziemi, pociągnęłam go za rękę i zmusiłam, by tańczył ze mną, póki nie wyzionął ducha. […]

Ku gwiazdom 2023
Wydawca: Wydawnictwo IX
Premiera: 2023
ISBN: 9788396246349

Do zdobycia...

Na przykład bezpośrednio w internetowym sklepie u wydawcy

Spis treści (opowiadania)
Tomasz Bilski
   F-zero-M-zero

Michał Bończyk
   Sygnał

Marta Gidyńska
   Proces o duszę

Amelia Bogiel
   Półprosta

Piotr Drożdżał
   Najważniejszy egzamin

Michał Cetnarowski
   Gwiezdny zwiastun

Jacek Inglot
   Maks T.

Rafał Kosik
   Nadzieja

Jan Maszczyszyn
   Światłarze

Radek Rak
   Niedźwiedzie latają na Wyspie Baffina

Łukasz Marek Fiema
   Uśpiona Chimera

Marta Magdalena Lasik
   Demony swoich czasów

Ku gwiazdom 2023
Wydawca: Wydawnictwo IX
Premiera: 2023
ISBN: 9788396246349

Do zdobycia...

Na przykład bezpośrednio w internetowym sklepie u wydawcy

Spis treści (opowiadania)
Tomasz Bilski
   F-zero-M-zero

Michał Bończyk
   Sygnał

Marta Gidyńska
   Proces o duszę

Amelia Bogiel
   Półprosta

Piotr Drożdżał
   Najważniejszy egzamin

Michał Cetnarowski
   Gwiezdny zwiastun

Jacek Inglot
   Maks T.

Rafał Kosik
   Nadzieja

Jan Maszczyszyn
   Światłarze
Radek Rak
   Niedźwiedzie latają na Wyspie Baffina

Łukasz Marek Fiema
   Uśpiona Chimera

Marta Magdalena Lasik
   Demony swoich czasów

Idziesz, stawiając długie kroki. Każdy z nich unosi obłok pyłu, szare drobiny opadają powoli na ziemię; nie ma wiatru. Świat wokół zastygł w stopklatce. Równina ciągnie się po horyzont, za naszymi plecami wznosi się nieruchomy cień góry, wokół nas sterczą kikuty. To pnie drzew, które poznały świat dwieście, trzysta lat temu i dane było im umrzeć naprawdę – uschnąć. Budzą niepokój, ale idąc pomiędzy nimi nie musimy się obawiać, że któryś konar nagle wystrzeli ku nam i pozbawi nas życia. W młodych, ledwie stuletnich lasach musielibyśmy mieć się na baczności, ale tu nic się nie rusza. Nawet ciężkie chmury nad nami zdają się być przytwierdzone do nieba.

– Dlaczego za mną idziesz? – Twoje pytanie przesyca wściekłość.

– Bo jestem ciekawa, czym jesteś?

– Człowiekiem!!!

Kłamiesz. Może nawet o tym nie wiesz, ale kłamiesz. Znam się na zagadkach. Wyczuwam poprawne odpowiedzi nawet jeśli ich nie znam. Gdy odpowiadasz na moje pytanie – zagadkę – to wiem wiedzą, jaką mogą mieć tylko kilkusetletnie rusałki, że to nie jest właściwa odpowiedź. Nie jesteś człowiekiem. Nie teraz. Kiedyś? Kiedyś i ja byłam człowiekiem. Kiedyś, czyli bardzo dawno temu, gdy świat był większy. Gdy do najbliższego miasta jechało się wozem cały dzień, gdy wszystko bardziej odległe od miasta nie miało znaczenia. Gdzieś tam mieszkali królowie i cesarze, olbrzymie targi rozstawiały się na wielkich placach, których nie umiałam sobie wyobrazić, tak samo jak nie umiałam ogarnąć myślami, czym jest morze. Urodziłam się w świecie, w którym wszyscy tkwiliśmy w śmiertelnych ciałach. Nie było Okeanu zamieszkanego przez ludzkie świadomości, nie było t-heksów rozsypanych po Ziemi i nie było burz o seledynowych piorunach.

– Nie, nie jesteś – odpowiadam.

Przesz do przodu po od wieków nieużywanej drodze i sprawiasz wrażenie, że wiesz, dokąd idziesz, ale wydaje mi się, że tak naprawdę nie masz pojęcia. Na końcu tej drogi jest miasto. Nie byłam w nim, ale słyszałam o nim od jednego chmurnika, który zawędrował nad mój strumień; nędzną strugę, która po nim została. Mówił, że w tym mieście są ludzie, a on opiekuje się nimi. Od pół wieku odsuwa od niego najsilniejsze burze i zsyła na nie zwykły deszcz. Taki, po którym zostają normalne kałuże. Ale czy ty o tym wiesz?

Odwracasz się gwałtownie.

– Przestań!!! – Twój krzyk wstrząsa powietrzem.

Patrzysz na mnie. Twoja twarz jest piękna, gdy ja się rodziłam, tak pięknych ludzi nie było i dopiero śmierć mnie samą wypiękniła, ale powiedzenie ci tego nie ugasi twojej wściekłości.

– Czemu mi to robisz? Czemu znęcasz się nade mną?! Co to za eksperyment?!

Już cztery razy powtórzyłam, że nie jestem Okeanką, że moje zielone włosy, to nie konfiguracja t-heksów, a moja wiedza, to nie mądrość miliardów baz danych, ale ty mi nie wierzysz. Łatwiej ci zaakceptować, że jestem okrutnym postczłowiekiem, który bawi się tobą – człowiekiem w śmiertelnym ciele, człowiekiem prawdziwym, człowiekiem, jakim go ewolucja stworzyła, a nie jakim on sam siebie stworzył – niż że jestem rusałką, istotą z wierzeń, których wyparliście się na długo, zanim katastrofa klimatyczna zniszczyła świat; zanim stworzyliście Okean – wasz wirtualny azyl; zanim zaczęliście do niego uciekać na dni, godziny, lata; zanim zaczęliście porzucać materialne ciała i spędzać w Okeanie całe dorosłe życie; zanim Fala przetoczyła się po globie i pojawiły się seledynowe pioruny.

– Żaden – powtarzam po raz piąty. – Nie jestem tym, za kogo mnie bierzesz.

Prychasz, odwracasz się i z jeszcze większą determinacją przesz do przodu, a ja nadal nie wiem czym jesteś.

Muszę poznać odpowiedź – zabawne, bo zwykle to ja zadawałam zagadki i więziłam tych, co nie umieli odpowiedzieć.

Idę za tobą. Nasze kroki pozostawiają ślady w pyle. Póki nie zerwie się wiatr, póty będą w nim widoczne, dla każdego, kto przyjdzie po nas. Czyli pewnie nikt ich nie zobaczy, bo zwykli ludzie rzadko opuszczają swoje zamknięte w akwariach domy, konstelacje, a Okeńczycy pojawiają się tam, gdzie chcą. Czasami widuję ich na pustkowiach. W jednej chwili nie ma tam niczego, w kolejnej z wiru t-heksów powstają oni, tak ludzcy w swym wyglądzie, że nieodróżnialni od prawdziwych ludzi.

Kolejny raz odzywasz się o zmierzchu.

Zatrzymujesz się nagle, spoglądasz na wschód i klniesz na błędne indeksy, zawirowania i Falę.

– Idzie burza – mówisz, patrząc na mnie kątem oka.

Jeśli myślisz, że teraz zniknę wystraszona, rozpadnę się w t-heksowy pył i tym samym przyznam kim jestem, to czeka cię rozczarowanie. Nie mogę zniknąć.

Patrzę na horyzont i nie widzę złowieszczych błysków, ale to nic nie znaczy. Obrzeża nowych burz są spokojne i może musiałabym patrzeć dłużej, aby zobaczyć rozbłysk.

– Na końcu tej drogi jest miasto – mówię. – Tam możemy się schronić.

Przed piorunami i deszczem, który spada, gdy niebo lśni seledynowym blaskiem…

…ponad budynkami. Niskie domy zostawiliśmy już za sobą. Teraz z obu stron drogi spoglądają na nas wysokościowce o setkach ciemnych okien; krawędzie szyb odbijają seledynowe błyski. Kikuty drzew malują na nich cienie, posępne twarze, wielkie jak całe ściany, i o wiele mniejsze, skryte przy krawędziach framug. Burza zbliża się, już czuć jej zapach. Nie pachnie jak normalna burza – ozonem – ale nie umiem przypisać nazwy temu, co czuję. Jest po prostu inne. Pamiętam pierwszą taką burzę nad moją strugą. Już wtedy zamknęliście swoje domy w pudełkach o przezroczystych ścianach, ale jeszcze częściej wychodziliście poza nie. Zdarzało mi się z wami rozmawiać. Pamiętam Roberta. Mówił, że jest botanikiem i bada okolicę. Gdy powiedziałam mu, że mieszkam w lesie, w tym jego ocalałym skrawku, oburzył się, że ludzie nie powinni mieszkać poza konstelacjami, że tak jest lepiej dla przyrody i bezpieczniej dla nich. Wściekł się i przestał słuchać moich zagadek. Brak odpowiedzi na pierwszą mu darowałam, na drugą też. Przy trzeciej odruch wziął górę, złość mnie zaćmiła, poderwałam się z ziemi, pociągnęłam go za rękę i zmusiłam, by tańczył ze mną, póki nie wyzionął ducha. […]