n = 5

Jesteśmy zarazą

Fragment

Thulile nie oddycha – nie samu. Thulile nie je – nie może, nie posiada w pełni wykształconego przełyku, żołądka ani reszty organów do tego potrzebnych. Thulile nie nadału sobie imienia – nie ma świadomości, aby w ogóle zrozumieć, czym jest imię i dlaczego powinnu je sobie wybrać, tak jak powinnu wybrać wiele innych rzeczy, ale nie jest do tego zdolne.

 



Vaike patrzyłu na ciało zawieszone w zbiorniku. Wiedziału, że powinnu myśleć o nim jak o człowieku, ale nie potrafiłu. W mowie – owszem. Zawsze używału odpowiednich słów i Thulile byłu wówczas człowiekiem, członkiem społeczeństwa o takich samych prawach co wszyscy, nawet jeśli nie byłu zdolne do egzekwowania większości z nich. Ale we własnej głowie Vaike nie umiału myśleć o Thulile jak o człowieku. O istocie żywej – oczywiście! Nie wątpiłu, że choć z pomocą maszyn, to Thulile żyje. Ale czy byłu człowiekiem? Gdy Thulile opuściłu kokon w klinice, zwołana specjalna konstelacja orzekła, że owszem, ale jej jedynym argumentem było, że skoro powstału z materiału ludzkiego, to musiału być człowiekiem.

Vaike przygasiłu światło — Thulile nie robiło to żadnej różnicy. Jedno oko nie wykształciło się w ogóle, drugie w całości pokrywała wielobarwna tęczówka, ale przez większość czasu kryła się za wiotką powieką. Niekiedy Vaike zastanawiału się, czy istnieje prawidłowość w tym, kiedy Thulile spogląda na świat, ale choć spędzału z num więcej czasu niż ktokolwiek inny w DOM-63, to nie prowadziłu badań. Nie spisywału notatek. Nie nagrywału Thulile. Nie tworzyłu warunków. Nie! Oczywiście, że nie robiłu tego! Po prostu czasami miału wrażenie, że jest w tym coś więcej niż przypadek.

— Jakie sny śnisz?

Aktywność mózgu Thulile nie zmieniła się, gdy Vaike mówiłu, co było zupełnie normalne, choć Thulile miału uszy. Dwie skomplikowane muszle po obu stronach beznosej twarzy. Gdy patrzyłu się pod odpowiednim kątem, jedna z nich przesłaniała miejsce, w którym brakowało skóry i dużego kawałka kości czaszki. Nie sprawiało to, że bardziej przypominału człowieka ani że widok był milszy oku. W pierwszych latach ich koegzystencji Vaike nie potrafiłu jeść w tym samym pomieszczeniu, w którym znajdował się zbiornik z lśniącym błękitnym płynem. Wychodziłu. Gdy szłu spać, zawsze zostawiału go w salonie i zamykału drzwi.

Jedna konstelacja uznała, że Thulile jest człowiekiem. Inna wybrała Vaike, aby zostału jenu opiekunem. Oczywiście, że rozważano pozostawienie Thulile w szpitalu, w którejś z pomniejszych placówek medycznych lub na uniwersytecie, gdzie lekarze i biolodzy, o wiele lepiej rozumiejący żywe organizmy, mogliby jenu doglądać. Dbać, aby egzystowału w jak największej wygodzie. Ale istniało ryzyko, że pchani naukową ciekawością, nie oprą się pokusie badania Thulile, a onu nie mogłuby zaprotestować. Vaike byłu bezpiecznym wyborem. Rozumiału dość, aby obsługiwać aparaturę, ale nie interesowału się biologią. Wolału gwiazdy. Byłu astronomu.

— Czy nienawidzisz mnie?

Nie drgnął żaden z ledwie rozwiniętych mięśni, gałka oczna pod powieką nie poruszyła się, kolorowe linie na ekranach pod zbiornikiem nadal rysowały te same cykle. Vaike patrzyłu na nie bez zrozumienia. W górę i w dół w rytm życia Thulile

Powietrze zawibrowało znajomym dźwiękiem i Vaike obróciłu się na krześle, aby widzieć drzwi. Dopiero wtedy zwolniłu zamek.

Korytarz po drugiej stronie wypełniało bladopomarańczowe światło. To znaczyło, że niebawem miała zapaść noc. Vaike musiału stracić poczucie czasu zapatrzone w zbiornik, bo jeszcze chwilę temu jadłu obiad.

Erfan uśmiechnęłu się zza progu.

— Znowu zaszyłuś się sam na sam z naszym światełkiem — powiedziału rozbawione i weszłu do środka. Za jenu plecami drzwi zasunęły się bezszelestnie. — Może od pokoleń rodzimy się i umieramy daleko od Słońca, ale nasze organizmy nadal potrzebują jego blasku, aby poprawnie funkcjonować. Nawet jeśli to tylko sztuczne słońce rozświetlające korytarze DOM. Powinnuś czasami wychodzić.

— Przepiszesz mi spacery?

Ich śmiech wypełnił pokój.

— A powinnum? Czy przyjmiesz tę nieformalną sugestię i zastosujesz się do niej?

— Postaram się.

Patrzyłu jak Erfan podchodzi do zbiornika i pochyla się nad wykresami. Błękitny blask podkreślał pergaminową bladość jenu cery, prosty, geometryczny tatuaż na skroniach, łagodne łuki kości policzkowych i lśniące spojrzenie, gdy przyglądału się Thulile. Byłu piękne. Vaike nigdy nie ukrywału swojego zachwytu i cieszyłu się z każdej chwili, jaką Erfan wu poświęcału, bo zdarzały się rzadko. Tak wiele miału obowiązków. Tak cenna była jenu ekspertyza, gdy żyli tak daleko od środowiska, w którym wyewoluowali, i tak odseparowani od innych DOM i kolonii, że za ścianami DOM czekało na ny tylko jedno.

Śmierć.

[…]

Sny Umarłych 2024. Polski rocznik weird fiction
Wydawca: Wydawnictwo IX
Premiera: 15.12.2024
ISBN: 9788368257205

Do zdobycia...

Na przykład bezpośrednio w internetowym sklepie u wydawcy

Spis treści
Marta Kładź-Kocot
   Śmierć Kartezjusza
Filip Duval
   Wszystkie walki Torresa Pinto
Przemysław Poznański
   Stru
Łukasz Redelbach
   Odtrutka na człowieczeństwo
Artur Laisen
  Fragmenty
Rafał Łoboda
   Zasady obserwacji myszy
Marta Magdalena Lasik
   n = 5
Michał Pięta
   Współistnienie
Paweł Wącławski
   Walizka pełna grzechów
Michał Bończyk
   Wąż
Magdalena Anna Sakowska i Magdalena Świerczek-Gryboś
   Fenomenologia rozpaczy
Agata Poważyńska
   Disco inferno
Marek Kolenda
   Nie wybacza
Łukasz Borowicki
   Klub
Jakub Chilimończyk
   Błękitny tygrys
Filip Świerczyński
   Z uśmiechem panu nie do twarzy
Olaf Pajączkowski
   W którym miejscu później byłem, a w którym nie zawsze będziesz?
Istvan Vizvary
   Weird fiction
 

Sny Umarłych 2024. Polski rocznik weird fiction
Wydawca: Wydawnictwo IX
Premiera: 15.12.2024
ISBN: 9788368257205

Do zdobycia...

Na przykład bezpośrednio w internetowym sklepie u wydawcy

Spis treści
Marta Kładź-Kocot
   Śmierć Kartezjusza
Filip Duval
   Wszystkie walki Torresa Pinto
Przemysław Poznański
   Stru
Łukasz Redelbach
   Odtrutka na człowieczeństwo
Artur Laisen
  Fragmenty
Rafał Łoboda
   Zasady obserwacji myszy
Marta Magdalena Lasik
   n = 5
Michał Pięta
   Współistnienie
Paweł Wącławski
   Walizka pełna grzechów
Michał Bończyk
   Wąż
Magdalena Anna Sakowska i Magdalena Świerczek-Gryboś
   Fenomenologia rozpaczy
Agata Poważyńska
   Disco inferno
Marek Kolenda
   Nie wybacza
Łukasz Borowicki
   Klub
Jakub Chilimończyk
   Błękitny tygrys
Filip Świerczyński
   Z uśmiechem panu nie do twarzy
Olaf Pajączkowski
   W którym miejscu później byłem, a w którym nie zawsze będziesz?
Istvan Vizvary
   Weird fiction
 

fragment

Thulile nie oddycha – nie samu. Thulile nie je – nie może, nie posiada w pełni wykształconego przełyku, żołądka ani reszty organów do tego potrzebnych. Thulile nie nadału sobie imienia – nie ma świadomości, aby w ogóle zrozumieć, czym jest imię i dlaczego powinnu je sobie wybrać, tak jak powinnu wybrać wiele innych rzeczy, ale nie jest do tego zdolne.

Vaike patrzyłu na ciało zawieszone w zbiorniku. Wiedziału, że powinnu myśleć o nim jak o człowieku, ale nie potrafiłu. W mowie – owszem. Zawsze używału odpowiednich słów i Thulile byłu wówczas człowiekiem, członkiem społeczeństwa o takich samych prawach co wszyscy, nawet jeśli nie byłu zdolne do egzekwowania większości z nich. Ale we własnej głowie Vaike nie umiału myśleć o Thulile jak o człowieku. O istocie żywej – oczywiście! Nie wątpiłu, że choć z pomocą maszyn, to Thulile żyje. Ale czy byłu człowiekiem? Gdy Thulile opuściłu kokon w klinice, zwołana specjalna konstelacja orzekła, że owszem, ale jej jedynym argumentem było, że skoro powstału z materiału ludzkiego, to musiału być człowiekiem.

Vaike przygasiłu światło — Thulile nie robiło to żadnej różnicy. Jedno oko nie wykształciło się w ogóle, drugie w całości pokrywała wielobarwna tęczówka, ale przez większość czasu kryła się za wiotką powieką. Niekiedy Vaike zastanawiału się, czy istnieje prawidłowość w tym, kiedy Thulile spogląda na świat, ale choć spędzału z num więcej czasu niż ktokolwiek inny w DOM-63, to nie prowadziłu badań. Nie spisywału notatek. Nie nagrywału Thulile. Nie tworzyłu warunków. Nie! Oczywiście, że nie robiłu tego! Po prostu czasami miału wrażenie, że jest w tym coś więcej niż przypadek.

— Jakie sny śnisz?

Aktywność mózgu Thulile nie zmieniła się, gdy Vaike mówiłu, co było zupełnie normalne, choć Thulile miału uszy. Dwie skomplikowane muszle po obu stronach beznosej twarzy. Gdy patrzyłu się pod odpowiednim kątem, jedna z nich przesłaniała miejsce, w którym brakowało skóry i dużego kawałka kości czaszki. Nie sprawiało to, że bardziej przypominału człowieka ani że widok był milszy oku. W pierwszych latach ich koegzystencji Vaike nie potrafiłu jeść w tym samym pomieszczeniu, w którym znajdował się zbiornik z lśniącym błękitnym płynem. Wychodziłu. Gdy szłu spać, zawsze zostawiału go w salonie i zamykału drzwi.

Jedna konstelacja uznała, że Thulile jest człowiekiem. Inna wybrała Vaike, aby zostału jenu opiekunem. Oczywiście, że rozważano pozostawienie Thulile w szpitalu, w którejś z pomniejszych placówek medycznych lub na uniwersytecie, gdzie lekarze i biolodzy, o wiele lepiej rozumiejący żywe organizmy, mogliby jenu doglądać. Dbać, aby egzystowału w jak największej wygodzie. Ale istniało ryzyko, że pchani naukową ciekawością, nie oprą się pokusie badania Thulile, a onu nie mogłuby zaprotestować. Vaike byłu bezpiecznym wyborem. Rozumiału dość, aby obsługiwać aparaturę, ale nie interesowału się biologią. Wolału gwiazdy. Byłu astronomu.

— Czy nienawidzisz mnie?

Nie drgnął żaden z ledwie rozwiniętych mięśni, gałka oczna pod powieką nie poruszyła się, kolorowe linie na ekranach pod zbiornikiem nadal rysowały te same cykle. Vaike patrzyłu na nie bez zrozumienia. W górę i w dół w rytm życia Thulile

Powietrze zawibrowało znajomym dźwiękiem i Vaike obróciłu się na krześle, aby widzieć drzwi. Dopiero wtedy zwolniłu zamek.

Korytarz po drugiej stronie wypełniało bladopomarańczowe światło. To znaczyło, że niebawem miała zapaść noc. Vaike musiału stracić poczucie czasu zapatrzone w zbiornik, bo jeszcze chwilę temu jadłu obiad.

Erfan uśmiechnęłu się zza progu.

— Znowu zaszyłuś się sam na sam z naszym światełkiem — powiedziału rozbawione i weszłu do środka. Za jenu plecami drzwi zasunęły się bezszelestnie. — Może od pokoleń rodzimy się i umieramy daleko od Słońca, ale nasze organizmy nadal potrzebują jego blasku, aby poprawnie funkcjonować. Nawet jeśli to tylko sztuczne słońce rozświetlające korytarze DOM. Powinnuś czasami wychodzić.

— Przepiszesz mi spacery?

Ich śmiech wypełnił pokój.

— A powinnum? Czy przyjmiesz tę nieformalną sugestię i zastosujesz się do niej?

— Postaram się.

Patrzyłu jak Erfan podchodzi do zbiornika i pochyla się nad wykresami. Błękitny blask podkreślał pergaminową bladość jenu cery, prosty, geometryczny tatuaż na skroniach, łagodne łuki kości policzkowych i lśniące spojrzenie, gdy przyglądału się Thulile. Byłu piękne. Vaike nigdy nie ukrywału swojego zachwytu i cieszyłu się z każdej chwili, jaką Erfan wu poświęcału, bo zdarzały się rzadko. Tak wiele miału obowiązków. Tak cenna była jenu ekspertyza, gdy żyli tak daleko od środowiska, w którym wyewoluowali, i tak odseparowani od innych DOM i kolonii, że za ścianami DOM czekało na ny tylko jedno.

Śmierć.

Koniec fragmentu.

Całe opowiadanie możesz przeczytać w antologii „Sny Umarłych 2024. Polski rocznik weird fiction”.
Możesz ją kupić na przykład bezpośrednio u  wydawcy